back to top

Poznaj nas

Nazywam się Katarzyna Humerska. Na co dzień jestem mamą dwóch wspaniałych córek i jak się domyślacie, poza dziećmi, moją miłością i fascynacją są psy.

Kiedy zaczęła się moja miłość do psów?

Chyba od dzieciństwa. Nie pamiętam w domu rodzinnym takiego momentu, w którym nie byłoby psów z nami. Począwszy od wyżła o imieniu Dingo, który cierpliwie znosił małą Kasię, przez czarno- białą kundelkę Muchę, która odprowadzała mnie codziennie do szkoły i niezwykle cierpliwą, kochającą dzieci bokserkę Dianę, po Inkę i Czesię czyli dwie labradorki, które zdążyła poznać moja starsza córka.

W pewnym momencie mojego życia, po kilku latach „nie mieszkania z psem pod jednym dachem”, pojawiła się tęsknota do czworonoga z futerkiem. Skutkiem tej tęsknoty była adopcja kotka – pięknej szylktretowej kotki Ptysi – która dostała u nas wspaniały dom. Moje córki ją uwielbiają, ja nie mniej. Ale…. Zawsze musi pojawić się jakieś „ale” i tak było i w tym przypadku. ALE KOT, TO NIE TO SAMO CO PIES. (Być może w tym momencie kociary i kociarze mnie znienawidzą, więc na swoją obronę chcę podkreślić, że Ptysia nadal jest ważnym członkiem naszej rodziny i to nigdy się nie zmieni).

W takich okolicznościach rozpoczęły się poszukiwania wymarzonego psa. Najpierw w głowie, ponieważ z tą myślą trzeba się oswoić, pies w domu to istna rewolucja, a następnie stanęłam przed wyborem: adopciak (tak jak w przypadku kotki) czy pies rasowy z hodowli. Dylemat. Biorąc pod uwagę, że decyzję o tym, by włączyć do rodziny psa powinna podjąć rodzina, a nie tylko jeden jej członek, rozpoczęły się rozmowy z dziećmi (tak, wiem co powiedzą rasowi kociarze: powinnam była zapytać też o zdanie Ptysię). Kryteriów było wiele, od wyboru wielkości, koloru, charakteru, po długość życia i skłonność do chorób. Na czym stanęło? Na psie do przytulania, rodzinnym, jasnym nawet białym, nie za dużym i nie za małym, koniecznie z długą sierścią by można było go czesać i zrobić mu kitkę, i jeszcze, żeby długo żył, i żeby w zimie nie było mu za zimno podczas spacerów. Mama (czyt.ja) obiecała dzieciom, że przemyśli tego wymarzonego psa, a mama zawsze dotrzymuje słowa. Szukałam, czytałam, rozmawiałam z psiarzami i pewnego dnia, w tych swoich poszukiwaniach natknęłam się na Polskiego Owczarka Nizinnego (PON). Więcej o tej rasie poczytacie tutaj [„o rasie”] a my szukamy hodowli.

Jak się okazało, nie ma zbyt dużo hodowli Polskiego Owczarka Nizinnego w Polsce (szkoda, wszak to kolebka tej rasy), a już tych, w których w tamtym momencie były szczenięta, niewiele. Co więcej postanowiłam, że to nie musi być pies wystawowy (bo ten zwyczajnie sporo wtedy kosztował, a na samą myśl o udziale w wystawach włączało się stwierdzenie, że „to nie dla mnie”). Bądź co bądź zależało mi, by był to pies z prawdziwej legalnej hodowli ZKWP (FCI). Kryteriów stworzyłyśmy z córkami tak wiele, że znalezienie takiego pieska, w tamtym momencie, graniczyło z cudem. Jak się później okazało, nawet cuda się zdarzają, gdy pójdziesz z losem na małe kompromisy. Znalazłam pięknego Polskiego Owczarka Nizinnego, ze wspaniałej domowej hodowli, oczywiście FCI. Mało tego, był to tzw. pies z potencjałem wystawowym (to był nasz kompromis). Tuż przed Wielkanocą 2022 PON z Nadwarciańskich Futrzaków zamieszkał z nami, a po kilku miesiącach właściciele hodowli namówili mnie na pierwszą wystawę. Wpadłam jak przysłowiowa śliwka w kompot.

Dziś mam dwa Polskie Owczarki Nizinne, mojego pierwszego Larsika (LARS Nadwarciańskie Futrzaki), którego na co dzień nie bez powodu nazywamy Pieszczochem i Bystrą (BYSTRA BIEDRONKA Sab-Nest), która dołączyła do naszej rodziny latem 2023 roku. Nasze życie, wskutek psiej rewolucji, zmieniło się na lepsze. Jeździmy na wystawy, mamy hodowlę zarejestrowaną w ZKWP (FCI) pod nazwą Bystry Pieszczoch. W trosce o dobrostan moich kochanych kudłaczy oraz jakość naszego codziennego wspólnego życia, postanowiłam sprawdzić coś jeszcze – jakie magiczne moce kryje w sobie behawiorystyka – i byłam w tym sprawdzaniu tak zdeterminowana i skuteczna, że zostałam certyfikowanym zoopsychologiem/behawiorystą.

Zapewniam, że to nie koniec naszej psiej przygody…